Każdy żołnierz naszej Małej Armii to osobna historia. Jak to wygląda z perspektywy Błażeja?

Jaram się jak Australia latem, „czołgi” są super, wpadnijcie do Muzeum* Techniki Wojskowej – Mała Armia Grupa Śląsk a nie pożałujecie ;]

Od początku:

Półtora roku temu, za sprawą BRDMa jedynki trafiłem do Parku*.
I jakoś tak wyszło, że zostałem. Sporo się w tym czasie podziało, zaliczyłem sukcesy, ale również porażki jak i najzwyklejsze, głupie wtopy (zwiniętej na mokro i zapomnianej „szmaty” z NS jeszcze długo nie zapomnę).

Było też sporo pierwszych razów: pierwsza przejażdżka czołgiem, pierwszy transport „tirem” kilkunasto-tonowych „gąsienic”, pierwszy załadunek tych kolosów na lawetę (z boku wyglądało łatwo…), pierwszy samodzielny „wypad w świat” starem 660 do Bochni (pozdro Szymon ;]) i pierwszy prawdziwy, „ciężki” offroad tym właśnie starem po gliwickim poligonie.
Jak i wiele, wiele innych.

Transport potworów innymi potworami
Pierwsze próby offroadowe

Czemu akurat teraz o tym piszę. Czemu w ogóle o tym piszę?
Bo się cieszę jak głupi do sera. Z jednej strony z możliwości – aktywnego i ciekawego spędzenia czasu, jak i podzielenia się tym z innymi (W pt na „trzaskaniu” – tradycja w przeddzień ślubu na Śląsku – słyszę żę Młodemu marzył się pojazd wojskowy. Na więcej stali i kółek zabrakło czasu, ale „Komendancie, mogę?” „Możesz” – i przyjechałem!
Zapomniałem o urodzinach Brata, „Maciek, pomóż!”. „OK” – i tak mój Brat „zepsuł” SKOTa w największym bajorze poligonu ;] )

Z drugiej strony – ludzie. Nieprzypadkowo nazywamy się „Grupą”. Gdybym miał tam jeździć tylko do i dla sprzętu… to raczej już bym nie jeździł. Czołgi są super, ale nie napijesz się z nimi piwa i nie pogadasz o życiu.

I tutaj właśnie chciałbym napomknąć o FUGu (D-442) widocznym na zdjęciu. Bolało go, ale udało się – naprawiłem i jeździ! Ogrom szczęścia i zadowolenia. Tak konkretniej to jakieś 6 – 6 i pół tony szczęścia ;]

Byłoby jednakże niesprawiedliwością pominąć fakt, że ja do tego tortu dołożyłem tylko kolejną warstwę. Ogrom pracy wsadzony w ten pojazd jeszcze zanim pojawiłem się na parku. Moc roboty „w międzyczasie” wykonana przez wielu ludzi. Oraz masa pomocy mnie, kiedy sam zacząłem „walczyć”.

Nie będę wymieniał każdego z osobna, bo wymienić musiałbym całą Grupę. Najpierw „Bogu co Boskie”, więc nasza „Mała Święta Trójca” – Komendant, Bosman i PiotrMaciej, bez którego kopniaków dupę dalej „wałęsałbym” się po placu, a który wraz z Komendantem (o kimś jeszcze nie wiem?) odwalili większość roboty przy FUGu, bo „dostaliśmy” go zalanego wodą, z pognitymi przewodami – których jest tam milion – i wieloma innymi usterkami.
Wiem, że dużo swojego czasu wsadzili w FUGa również Tytus i Rider. Ogromnie pomogli mi Rafał, Rzepka vel GumiśMikołaj aka Model i Konrad, mimo że spoza grupy, ale kumpel jeszcze z technikum.

Chciałbym podziękować wszystkim, nie tylko wymienionym „z nazwiska”, członkom i członkiniom Grupy Śląsk. Za każdy pożyczony lub podany klucz, radę i podpowiedź. Za każde „Cześć!”, „Na razie!” i „Co tam u Ciebie?”.

Podziękować też powinienem „Żonie mej, Zofii” Zosia. Że wytrzymuje tego mojego bzika, i nie wkurza się (za bardzo ;] ) że często zamiast remontować mieszkanie jadę remontować „czołgi”.

Wiem też, że ten „tort” zwany FUGiem nie jest gotowy na wisienkę. Jeszcze sporo drobnych usterek go boli. Ale wiem że razem z Grupą damy radę i będzie można FUGa (Jak i całą MASĘ innych kołówek i gąsienic Parkowych) zobaczyć w akcji na niejednym zlocie, czy po prostu – na naszym „podwórkowym poligonie za płotem”.

A kiedy będzie ta Wisienka? Nie wiem. Wiem natomiast, że ten pojazd jest jednym z dwóch ostatnich, jakie zostały w Polsce w stanie sprawnym, jeżdżącym. Że ma już ładnych „parę” lat, ale przy odrobinie dbania pojeździ kolejnych „parę”. Żywa, ciekawa historia – na wyciągnięcie ręki.

(*Bo w Muzeum sprzęty zwykle stoją i gniją, a u Nas jeżdżą i żyją. Ale wymogi formalne trzeba spełnić, stąd oficjalnie Muzeum, AFAIK).